Now you can Subscribe using RSS

Submit your Email

Strona w przebudowie

Trwają prace nad poprawieniem jakości i funkcjonalności tej strony.
Wszystkie artykuły są dostępne. Przepraszamy za niedogodności.

26 grudnia 2014

Moda na ciszę

Englih&Management Academy

Moda na ciszę

Ognisko Miłości w Olszy

Zbliża się koniec roku. Wielu z nas szuka sposobu na podsumowanie tego czasu. Jednym z nich jest cisza. 

Niektórzy znajdują ją w górach, w samotnych wyprawach, w spacerach brzegiem morza, w spotkaniach po latach. Inni próbują ożywić swoją relację z Bogiem jadąc na rekolekcje. I do mnie wróciły wspomnienia związane z moim pierwszym w życiu sylwestrem w ciszy. Było to parę lat temu, kiedy jeszcze nie miałam pojęcia o tym, że zostanę Żoną i Mamą. Wiedziałam już jednak, że jestem Chrześcijanką. Byłam świeżo po nawróceniu. Wiele spraw z tamtego roku i w ogóle z przeszłości kotłowało mi się w głowie, aż wpadłam na pomysł spędzenia ostatniego tygodnia przed sylwestrem na rekolekcjach. Nie miały jakiegoś przesłania typu „zastanów się człowiecze co dobrego, a co złego zrobiłeś w tym roku i wyciągnij konsekwencje!”. Były poświęcone podstawowym prawdom wiary, które bardzo potrzebowałam sobie przypomnieć. Charakterystyczne dla rekolekcji w Ognisku Miłości w Olszy, bo tam właśnie się udałam, był fakt, że odbywają się w milczeniu. Pomyślałam sobie – świetnie! Tyle mi się kotłuje w głowie, w sam raz, aby sobie co nie co uporządkować. Wpakowałam się do pociągu, za imprezę ze znajomymi podziękowałam i pojechałam po świętach.

6 grudnia 2014

Kolędowanie czas zacząć

Englih&Management Academy

Kolędowanie czas zacząć

Basia Rogala

zaskoczył mnie fakt, że to już

Właśnie zaczęłam próby do koncertów kolęd. Muzycy powiedzą – nic dziwnego. Przecież zawsze musimy przygotować się z wyprzedzeniem na to kolędowanie grudniowo-styczniowe. Jednak w tym roku zdecydowanie zaskoczył mnie fakt, że to już… Dopiero co dotarło do mnie, że była Niedziela Chrystusa Króla, co niechybnie dąży ku początkowi Adwentu. Dopiero co zaczęłam się zastanawiać jak chciałabym przeżyć czas Radosnego Oczekiwania, dopiero co „fukałam” na pogańskie obyczaje andrzejkowe w kawiarniach, a tu bach… Mizerna cicha, stajenka licha…

18 października 2014

Miłość, wierność i uczciwość

Englih&Management Academy

Miłość, wierność i uczciwość

Szczęśliwe małżeństwo

Sezon ślubny czyli o Miłości, Wierności i Uczciwości Małżeńskiej słów kilka

„...a ile w tej kwocie Pani śpiewa numerów?”
 
Z racji mojego zawodu (jestem wokalistką) dosyć często bywam na ślubach. Ludzie dzwonią, zadają pytania, proszą o jakieś szczególne utwory, albo mówią „Pani lepiej wie co tam się śpiewa”. Potem zaczyna się „taniec” organizacyjny z organistą. Zagra, nie zagra? Co robimy jak nie zagra? A jak zagra to pytanie JAK zagra? (Najbardziej lubię grać ze swoimi znajomymi. Wiem na co mogę liczyć. Jednak i organiści z 40letnim stażem potrafią mnie zaskoczyć swoją grą bardzo pozytywnie!) Jest jeszcze temat pieniędzy. Podejście jest naprawdę różne : „a! ok.! myślałam, że to będzie droższe”, „aha, to ja jeszcze oddzwonię…”, „a ile w tej kwocie Pani śpiewa numerów?” – moje ulubione ;) Na te i inne pytania wraz z Państwem Młodym, lub z którymś z ich rodziców próbujemy sobie odpowiedzieć. Przez ten czas telefonowania udaje mi się wyobrazić sobie trochę jacy to ludzie, czym dla nich jest ten ślub. Z ciekawością zerkam z chóru na dół, gdy wchodzi Para Młoda. Patrzę na suknię, na krok, na wzrok… Z samego doboru repertuaru można również wiele wywnioskować. Goście także zachowują się różnie. Bywają śluby, gdzie nikt poza Parą Młodą nie przystępuje do Komunii, a bywają i takie, gdy przygotowanej muzyki na Komunię brakuje. Co to za radość! Móc w pośpiechu szukać czegoś dodatkowego, bo jeszcze ludzie idą i idą…. Do Pana! Są dni, gdy Parze Młodej i gościom ksiądz jest zmuszony co chwila przypominać: „proszę uklęknąć” lub „proszę wstać”; w inne na dźwięk dzwonków ludzie jak „jeden mąż” klękają na kolana. Będąc takim muzykiem można przeżywać ceremonię w dwojaki sposób. Jako usługę/koncert, lub jako współudział w czymś naprawdę wielkim. Oto dwoje ludzi staje naprzeciw siebie i przyrzeka sobie! W dodatku zaprasza świadków, aż tylu! Rzadkie w dzisiejszych czasach…. Co przysięgam, przyrzekam tak na co dzień? I jaką wagę mają moje słowa… I czy chciałabym mieć świadków tej przysięgi? Takie i inne refleksje nasuwają mi się w czasie tychże ślubów. Dziś brałam udział w ślubie wyjątkowym. Nie było kamery, Panna Młoda miała wianek i jednocześnie welon. Ubrana była w suknię z zakrytymi ramionami. Flesze aparatów pstrykały faktycznie w tych najważniejszych momentach. Szacunek do przebiegu Eucharystii został zachowany. Grałam z dobrym, wierzącym człowiekiem utwory wybrane przez Pannę Młodą. Były to głównie utwory oparte na słowach psalmów, w aranżach dominikańskich na czterogłos. Znamy się z widzenia z jednej z katolickich wspólnot. Po Jej podejściu do Sakramentu Małżeństwa (prosiła o utwory, które będą wielbiły Boga), a następnie obserwując ich przy ołtarzu jestem pewna, że ta decyzja była przemyślana. 

Będąc mężatką nie sposób uniknąć porównań

Co ja myślałam, jak przysięgałam, jak moja przysięga żyje w naszym związku dziś, po 5 latach. Czym naprawdę jest Miłość, Wierność i Uczciwość Małżeńska? Poniżej parę moich refleksji. 

Miłość Małżeńska

Nie ma zbyt wiele wspólnego z szeroko pojętą miłością tego świata. Na samym początku należałoby dodać: Miłość nie znająca granic, a jednak świat próbuje ją w granice zamknąć. Kiedy myślę o naszej Miłości to myślę o Pełni. Spotykam mojego Męża w pełni. Aby móc Go tak spotkać najpierw muszę sama otworzyć się na Niego w pełni. Przekroczyć granicę własnych lęków, zranień, wychowania, ambicji zawodowych, marzeń, oczekiwań, planów… granic które stawia zmęczenie ( w zasadzie można mówić o wykończeniu… to jedna z trudniejszych granic). Niejako porzucić swój ludzki plan, aby móc skoczyć W PEŁNI w to morze Miłości, które przygotował dla mnie Bóg (poprzez ten związek, w tym związku, w tym momencie życia). Miłość Małżeńska to Miłość Codzienna. Można mówić o małych gestach, jak wyrzucenie śmieci, ugotowanie obiadu. Są to gesty dobre, budujące relację, jednak dużo bardziej istotne jest codzienne stawanie przed sobą w Prawdzie. Najkrótszą drogą jest wspólna modlitwa i otwarcie się na Bożego Ducha. Droga Żono… czy nie chciałabyś zobaczyć, jak twój „silny” Mąż klęka przed krzyżem i tam zostawia swoje ograniczenia? Aby stanąć przed Tobą nagim, nie tylko w sensie fizycznym lecz i duchowym? Drogi Mężu… czy nie chciałbyś zamiast gorzkich słów żalu od żony usłyszeć, jak pod krzyżem Jezusa je zostawia? Usłyszeć na głos słowa Jej modlitwy, aby mogła stanąć przed Tobą naga, w całej Prawdzie? 

Jeśli nie będziemy stawać przed sobą codziennie w Prawdzie będziemy dawali murom rosnąć, aż w końcu zasłonią nam chwałę Boga, jaką chciał nam objawić w tym najbliższym (wtedy już najdalszym) drugim człowieku. To mam na myśli pisząc „Miłość Codzienna”.
(ciąg dalszy poniżej)

Miłość, wierność i uczciwość małżeńską...

Wierność Małżeńska

Słuchając na ślubach z jakim zaangażowaniem i jednym tchem młodzi ludzie obiecują sobie miłość, wierność, uczciwość… czasem miałabym ochotę przerwać. Powiedzieć – poczekaj, to nie takie proste. Tu chodzi o Twoje zbawienie! Tak, właśnie o to chodzi. Przysięgasz przed Bogiem i zerwanie tej przysięgi przeszkodzi w zbawieniu Twojej duszy! Nie Waszej. Twojej. Przed Bogiem stajemy osobno. Każdy z nas odpowiada za wypełnianie tejże przysięgi. A przeszkód jest wiele… I nie myślę tylko o atrakcyjnych mężczyznach, którzy chcą się nami – żonami, opiekować właśnie wtedy, gdy tkwimy w jakimś żalu do Męża lub jesteśmy w konflikcie z Nim. Ani o tych pięknych kobietach, które postanowiły akurat tego dnia ubrać się bardziej wyzywająco, gdy Żona odepchnęła czułość, gdy wylała na Męża swoje żale. Myślę też o tych chwilach, gdy jest coś bardziej atrakcyjnego od spędzenia czasu ze współmałżonkiem. Pokusy są różne. I wydają się bardzo niewinne, dopóki nie trwają zbyt długo. Jak stanąć w Prawdzie i nagim przed kimś, kto jest wpatrzony w ekran komputera, komórki, telewizora, lub kto zasnął… Wierność Małżeńska jest wiernością drobiazgów i musi być w naszych sercach przysięgana sobie codziennie. Może nie jako deklaracja, ale osobista decyzja każdego z nas. Tak, dziś także pragnę być wierna swojemu Mężowi. Tak, dziś także pragnę być wierny swojej Żonie. 

Uczciwość Małżeńska

Wiążę się w moim sercu głównie ze słowem „przepraszam”. Gdy zabłądzę – przepraszam. Gdy zabłądzę – zawracam. Najlepiej przez konfesjonał, do współmałżonka. Przez konfesjonał, bo tam czeka Chrystus, a to właśnie Jego na świadka braliśmy, Jego o pomoc prosiliśmy w dniu ślubu. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci! Nie da się „obejść” Sakramentu bez Boga. Nie da się przyjąć Sakramentu z powodu potrzeby białej sukienki, dla rodziców, z tradycji, „bo tak trzeba”. Skoro więc prosimy Go o pomoc wtedy, przyjmijmy Jego pomoc we wszelkich przeciwnościach, właśnie poprzez spowiedź, szukanie pojednania z Bogiem, aby móc w pełni wrócić do współmałżonka. Uczciwością Małżeńską nazwałabym dotrzymywanie obietnicy, którą składałam biorąc na świadka Samego Boga, mojego Stwórcę, który znał mnie zanim poczęłam się w łonie Mamy. Który powołał mnie do istnienia. Uczciwe jest dla mnie w małżeństwie stawiane Jezusa przed Męża, Żonę. Wypowiadanie Prawdy – zwłaszcza tej najbardziej bolesnej. Nie uzależnianie się od własnych dzieci. Dbanie o własne zdrowie – dla nas. Nie przekraczanie granic bezpieczeństwa na drodze – dla nas. Odejmowanie sobie nadmiaru obowiązków, zwłaszcza gdy wystarcza na chleb i codzienne potrzeby, aby zamiast gromadzić dobra materialne mieć więcej czasu – dla nas. Bo w tym związku Panu spodobało się nas uświęcić i tam tej świętości uczciwie szukajmy.

17 października 2014

Życie to sztuka improwizacji

Englih&Management Academy

Życie to sztuka improwizacji

"Życie to sztuka improwizacji” - podobnie jak muzyka którą tworzy.
O zderzeniu klasycznej subtelności ze współczesną komercją.
Mad Fiddle: skrzypek z konieczności, artysta z wyboru.

BtS:     „Lindsey Stirling w krawacie”. Zgadzasz się z tym określeniem?
MF:     Absolutnie nie! Owszem, krawat często mi towarzyszy, ale na pewno nie jestem tak uroczo skoczny i szalony na scenie jak Lindsey… Prawdopodobnie ucierpiała by na tym konstrukcja estrady.
BtS:     No tak, nieprzeciętny wzrost.
MF:     Wzrost i wrodzona niezgrabność!
BtS:     A jednak „Mad Fiddle” (ang. szalone skrzypce).
MF:     „Mad” określa charakter moich muzycznych tworów, a nie formy ich przekazu. Jest dość spontaniczny, raczej nieprzewidziany, nawet dla mnie.
BtS:     Odbiorcy twojej twórczości cenią cię za naturalność i uniwersalność, to masz na myśli?
MF:     Staram się nie „aktorzyć”, ani na scenie ani w relacjach z odbiorcami, nie skończyłem szkoły teatralnej, a muzyczną. Uniwersalność trafnie określa mój styl. Wkraczając w tę branżę postanowiłem nie stawiać granic, podejmować każde wyzwanie, to bardzo rozwija nie tylko umiejętności techniczne, ale również poczucie swobody podczas występu, właśnie wtedy da się zauważyć ową „naturalność” u artysty.
BtS:     To chyba ważny element twojej promocji?
MF:     Muzyka, to kapryśny biznes, trzeba cały czas walczyć o dobre imię, o zaufanie i aprobację, tym samym o zlecenia. Nigdy nie wiadomo w jakich okolicznościach zechcą cię wysłuchać, tym samym sprawdzić twoje umiejętności. Według mnie najważniejszą z nich jest zdolność improwizacji. Warto zaskakiwać każdorazowym podejściem: „Jasne! Biorę to!”, bez względu na to czy zapraszają na black party do klubu czy na ceremonię ślubną i chyba to według innych jest właśnie „szalone”. Zbieram doświadczenia, ciągle się uczę, nie poddaję bez względu na to ile razy pęknie smyczek!
BtS:     Sugerujesz, że nie przygotowujesz się do występów?
MF:     Niespecjalnie, ponieważ nigdy nie wiem co mnie czeka. Paradoksalnie jestem przygotowany na każdą ewentualność. To wymaga ogromnego skupienia, ciągłego analizowania, świadomego dobierania swoich możliwości do oczekiwań słuchaczy. Lubię eksperymentować z muzyką, a nutka niepewności zapobiega monotonii!
BtS:     Wzbudzasz wielki szacunek improwizowaną grą na żywo (live act). W którym momencie twoich doświadczeń muzycznych zrodził się pomysł wkroczenia w komercję klubową? Jak to się wszystko zaczęło?
MF:     Koniec studiów. Konsekwencja w przekonaniu, że utrzymam się z tego co kocham. Przygoda z muzyką klubową zaczęła się dopiero po zakończeniu trudnych zmagań z klasyką. Łączenie bitów z subtelnym dźwiękiem skrzypiec stało się zajęciem nr.1.
BtS:     Białe, niestandardowe, bo pięciostrunowe skrzypce – pewnie często pytają cię o ich historię?
MF:     Te skrzypce, to swego rodzaju „znak firmowy” Mad Fiddle. Robiłem je na zamówienie. Celem była innowacja, niesztampowość… planowane utrudnienie gry i idący za tym szacunek odbiorców. Wyjście do ludzi z autorskim pomysłem na siebie zawdzięczam wsparciu rodziny, która zawsze we mnie wierzyła, ale również znajomym z branży muzyki rozrywkowej. To oni pokierowali mnie tam, gdzie wiedzieli, że moje wypociny zostaną docenione.
BtS:     Skończyłeś katowicką Akademię Muzyczną na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Ciężko jest się tam w ogóle dostać. Jak długo musiałeś trenować? Jakie wyrzeczenia Ci towarzyszyły?
MF:     Gram w sumie od zawsze… no dobra, od 20 lat, ale to prawie „zawsze”. Miało być pianino, niestety zabrakło miejsc, a płaczącemu z żalu 6latkowi dali na pocieszenie… skrzypce.
(ciąg dalszy poniżej...)


BtS:     I postanowiłeś pokazać im, że twój talent wyjdzie na światło dzienne bez względu na instrument, który Ci przydzielą?
MF:     Haha nie… Byłem bardzo nieśmiałym, a jednocześnie zbuntowanym dzieckiem, z pierwszą Panią profesor, która musiała się ze mną męczyć porozumiewałem się poprzez pisanie karteczek…
BtS:     Żartujesz! Mnie uprzedzano, że rozmowy możemy nie skończyć do jutra… Uchodzisz za niesłychanie rozgadanego, ogarniętego, z dużym dystansem do siebie i świata gościa.
MF:     Teraz owszem. Całe życie w muzyku „przetrybia” umysł. Zabawnie wspominam te lata, choć znajomi uważają, że za bardzo mnie „przetrybiło”, ale który artysta uchodzi za normalnego? Dzieciństwo niestandardowe, dużo pracy własnej, nie znam połowy popularnych bajek, nie wiem kim jest Buka (podobno lepiej dla mnie), za to wiem jak stworzyć estradowy sterownik świateł w kartonie, a do kompletu reflektory z rury kanalizacyjnej i kolorowych folii do bindowania na imprezę szkolną!
BtS:     Mamy kolejne uzasadnienie pseudonimu „Mad”.
MF:     Coś w tym jest, kiedy nie gram, gmeram godzinami w kablach, aby wszystko… „grało”.
BtS:     Typowy muzyk. Tak ci zostało po latach pracy w firmach zajmujących się nagłośnieniem na polskim rynku muzycznym?
MF:     Całkiem możliwe, choć pewne spaczenia mogą wynikać z przygniecenia przez 120kilogramowy głośnik czy z kilkugodzinnego ugrzęźnięcia w samotności na 10metrowym słupie estradowym.
BtS:     Dość pozytywne te spaczenia, motoryzacja jest jednym z nich?
MF:     Tak, na ile czas pozwoli. Czasem jak wejdę w poniedziałek do kanału, gdzie naprawiam/podrasowuję samochód, to wychodzę z niego w piątek, bo trzeba jechać do pracy. Choć sama podróż w poczuciu satysfakcji, że coś wreszcie działa jest równie przyjemna!
BtS:     Sporo podróżujesz – taki charakter branży. Grywasz w całej Polsce, ale też poza jej granicami?
MF:     Jako Mad Fiddle – głównie w Polsce, choć jestem otwarty na nowe formy współpracy. Dotychczasowe dalsze wyjazdy miały miejsce raczej w towarzyszeniu Zespołu Pieśni i Tańca Chorzów (z którym jestem mocno związany), w ramach międzynarodowych festiwali – Macedonia, Bułgaria itp.
BtS:     Muzyka ludowa? Kolejne hobby? Tu też odnosisz takie sukcesy jak Mad Fiddle, którego znamy?
MF:     Udzielanie się w Domu Kultury pozwala na odsapnięcie od klubowego zgiełku i przesytu komercją. Potrzebuję tego, częstej zmiany środowiska, wyzwań, nie lubię stać w miejscu. ZPiT to zupełnie inne doświadczenie, uczy pracy w zespole, szacunku i pokory wobec tradycji. Podobna mentalność jego członków, rodzinna atmosfera – to pewna wygrana nie tylko na scenie międzynarodowej, ale również w sferze prywatnej – wspólne cele wzmacniają nas, z taką ekipą każdy sukces jest możliwy.
BtS:     Niezliczona ilość wcieleń skrzypka… W którym najlepiej się odnajdujesz?
MF:     W tym prywatnym… w którym nikt mnie nie ocenia. Chociaż dziewczyna dziwnie patrzy kiedy śpiewam do odgłosów wydawanych przez mikrofalówkę, tłumacząc jej, że to przecież skala arabska….
BtS:     Wszędzie słyszysz muzykę, to niezwykłe tak postrzegać otoczenie. Co Cię inspiruje?
MF:     Dźwięk przepalanej wachy z wydechu! A tak poważnie… poczucie, że mam dla kogo grać. Dopóki moje fikuśne pomysły spotykają się z adoracją i uśmiechami ludzi – zapał będzie, chyba nie ma większej motywacji niż doping odbiorców.
BtS:     Jakie plany i marzenia ma Mad Fiddle?
MF:     Realizować się, nie pozwolić szarej rzeczywistości przysłonić celów, choćby były skrajnie nierealne. A precyzyjniej, w kontekście obecnego etapu  – skupić się na dotarciu do szerszej publiczności, zaprezentowaniu nowych projektów, jeszcze bardziej pozytywnie szalonego Mad Fiddla. Szczegóły na moim fanpagu: fb.com/MadFiddleOfficial – serdecznie zapraszam!
BtS:     Na to czekamy. Nie przestawaj zaskakiwać!

31 lipca 2014

Marzenia się spełniają

Englih&Management Academy

„Really Achieving Your Childhood Dreams” to jeden z najbardziej wzruszających a za razem motywujących filmów na YouTube. Randy Pausch, autor wykładu, dowiedział się na miesiąc przed nagraniem, że jest w zaawansowanym stadium raka.

Marzenia z dzieciństwa...

Randy opowiada o swoich marzeniach z dzieciństwa: znaleźć się w stanie nieważkości, grać w Narodowej Lidze Footballu i zostać Kapitanem Kirkiem. Następnie wyjaśnia, w jaki sposób każde z nich spełniło się w jego życiu, nie zawsze w taki sposób, w jaki by tego oczekiwał. Gdy tego słuchałem, przypomniały mi się oczywiście moje dziecięce pragnienia i o jednym chcę Wam teraz opowiedzieć.
Jako dziecko i młody chłopak zasłuchany w Queen, chciałem śpiewać. Zawsze podobały mi się występy gwiazd na wielkich, stadionowych koncertach i urzekało mnie, ile emocji można wyśpiewać w jednej piosence. Niestety, absolutnie i zdecydowanie nie mam głosu do nawet zanucenia jakiejś melodii. Więc wydanie płyty oczywiście nie wchodziło w grę.

spełniają się w życiu zawodowym!

Niedawno zostałem poproszony przez Grzegorza Rogalę i Sagit Zilberman z jazzowej formacji P.G.R. o wykonanie prac tłumaczeniowych. Chodziło o przetłumaczenie na język angielski kilku artykułów, recenzji i wywiadów z zespołem oraz dwóch wierszy.
Cóż, za to właśnie kocham pracę tłumacza – prowadzi mnie w różnych kierunkach rozwoju, pozwala pracować i nawiązywać kontakty z ciekawymi ludźmi, a przede wszystkim spełnia marzenia! Jakim to sposobem? Nagrodą za moją pracę będzie… wymienienie mnie jako tłumacza na nowej płycie P.G.R. Może i nieskromnie, ale właśnie chwalę się Wam „swoją” premierową płytą :)
Zyczę spełnienia marzeń z dzieciństwa. Wystarczy otworzyć oczy!

PS: Płyta „Poezjazz” zespołu P.G.R. będzie miała swoją premierę już za parę dni.
O Randym dowiedziałem się od pana Piotra Czekierdy z Collegium Vratislaviense na śniadaniu Towarzystwa Biznesowego Wrocławskiego.

Autor: Przemysław Wilczyński - tłumacz i specjalista ds. języka angielskiego
www.wilczynskitlumaczy.pl

5 lipca 2014

Biznes to Sztuka

Englih&Management Academy
Projekt i wykonanie: olborska design

Biznes to sztuka nie jest blogiem dla grafików, więc nie zamierzam opowiadać, jakie czynności wykonałam w Ilustratorze, aby stworzyć logo. Nie będę tłumaczyć się z każdej odległości i kąta nachylenia kapelusza. Nie będę także namawiać wszystkich, by zaprzestali używania słowa „czcionka”, gdy mówią o foncie, czyli kroju pisma (to jest chyba podstawowy błąd jaki popełnia mnóstwo osób, a graficy dostają wtedy palpitacji serca). Chciałabym opowiedzieć Wam, dlaczego logo, które zaprojektowałam składa się z bardzo prostych liter i cylindra z niebieską wstążką.

Zacznę od początku. Zastanawiałam się, jakie powinno być takie logo. Wytyczne mówiły o tym, aby wyglądało „profesjonalnie, ale było przyjemne dla oka”, aby zachęcało młodych biznesmenów i studentów do czytania i zainteresowania się sztuką. Całość miała być dość prosta, nieco minimalistyczna, oparta na nazwie bloga. W sumie miałam sporą dowolność (albo źle zebrałam wymagania ;)).

Zastanawiałam się, co dla mnie oznacza hasło „biznes to sztuka”, pytałam ludzi na moim fanpage'u. Szukałam inspiracji, wszelkich powiązań, skojarzeń i innego myślenia niż moje, aby nie zamykać się wśród pierwszych pomysłów, które w grafice często wcale nie są genialne. 

Sytuacje i historie, które słyszę i obserwuję, utwierdzają mnie w przekonaniu, że biznes to sztuka.


Na początku myślałam o biznesie związanym ze sztuką – o malarzach, muzykach, projektantach, aktorach, tancerzach etc. To było bardzo prostolinijne, oczywiste dla mnie na pierwszy rzut oka. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym większy sens widziałam w głębszym znaczeniu sztuki biznesowej. Niedawno skończyłam studia, więc rynek pracy wciąż mnie zaskakuje. Mam znajomych pracujących w przeróżnych miejscach i zawodach. Sytuacje i historie, które słyszę i obserwuję, utwierdzają mnie w przekonaniu, że biznes to sztuka. Prowadzenie własnej działalności, zarządzanie zespołem, odpowiedzialność za wykonywane zadania… Sztuką jest z jednej strony robić to wszystko dobrze, prawidłowo, z zyskiem dla firmy i pracowników. Z drugiej strony sztuką jest robić to dobrze, a przy tym być dobrym – nie oszukiwać urzędów, nie koloryzować prawdy przed klientem, nie wciskać mu produktów, które nie spełniają jego wymagań, nie zawyżać cen, godziwie płacić pracownikom. Uczciwość, szlachetność i szczerość to wartości, które dla wielu osób nie mają związku z biznesem dzisiejszych czasów. Kryzys, wysokie podatki, duża konkurencja nie ułatwiają wejścia na rynek i utrzymania się na nim, ale nie jest to także usprawiedliwienie dla niehonorowych zachowań. Doszłam do wniosku, że bycie uczciwym przedsiębiorcą jest jak bycie gentlemanem, od którego wymaga się wysokiej kultury osobistej i obycia w towarzystwie. Dla ułożonego mężczyzny, także biznesmena, dobre maniery i szlachetna postawa są oczywiste. 

Grono gentlemanów XIX w. na spotkaniu biznesowym

Wyobraziłam sobie grono gentlemanów XIX w. na spotkaniu biznesowym. Każdy z nich we fraku, wąskich jasnych spodniach i śnieżnobiałej krochmalonej koszuli. Wszyscy w białych rękawiczkach, z laseczkami o srebrzystych gałkach i w wysokich cylindrach na głowach. Jeden z kapeluszy ukradłam z wyobrażonej scenki i umieściłam w logo. Jest on symbolem niełatwej sztuki bycia gentlemanem biznesu dzisiejszych czasów. Niebieska wstążka to akcent bardziej współczesny. Kolor ten często pojawia się w identyfikacji wizualnej poważnych przedsiębiorstw zajmujących się zarządzaniem procesami i finansami. Nie jest wyzywający, nie prowokuje, nie kojarzy się ze zbytnią swobodą. Zastosowany font to Baron Neue. Bezszeryfowy, prosty, nowoczesny i wyraźny. Bez podziału na wielkie i typowe małe litery całość jest bardziej spójna. Jedynie wyraz „to” pomniejszono, a jego podkreślenie zostało potraktowane jako myślnik pomiędzy biznesem i sztuką, które są najważniejsze w całym logo. Uznałam, że retro fonty pełne zawijasów lub pięknej ręcznej kaligrafii zaszufladkują grafikę w przeszłości i sprawią, że cały blog nabierze charakteru wspomnień i rozmyślań sprzed wielu lat, a nie aktualnej bazy wiedzy i doświadczeń młodych przedsiębiorców i artystów.
Ewa Olborska

Więcej projektów utworzonych przez panią Ewę Olborską na: www.olborska.blogspot.com

3 lipca 2014

Ukryte życie projektów

Englih&Management Academy
123rf

I tu przychodzi refleksja. Co z tego, że po przetłumaczeniu powierzonego mi tekstu jestem „dumny i blady”. Przecież jego prawdziwe życie zaczyna się właśnie w tym punkcie, w którym dla mnie przestaje on być częścią życia. 

  Zadanie

Nie ukrywam, że za każdym razem, gdy kończę tłumaczyć projekt, przepełnia mnie duma a moja samoocena ulega chwilowemu zawyżeniu. Lubię to uczucie, gdy już wszystko zostało sprawdzone, przedyskutowane z klientem i dopieszczone do ostatniego przyimka i zaimka.

Ostatnie zlecenie pozwoliło mi jednak dostrzec inny aspekt mojej pracy. Było ono dość nietypowe, ale to właśnie niepowtarzalność i wyzwania lubię najbardziej. O tym jednak kiedy indziej…

Zostałem poproszony o przejrzenie około dwudziestu artykułów prasowych z ostatnich czterech lat i przygotowanie streszczenia każdego z nich. Cóż, nie takie proste, jak się wydaje. Po pierwsze, co znaczy takie streszczenie, co klient ma na myśli? Następnie, kto to będzie czytał? W jakim celu ma powstać takie zestawienie? Odpowiedź na każde z tych pytań ma dla tłumacza niebagatelne znaczenie za każdym razem, gdy podejmuje się on nowego zlecenia.

Powiedzieć, że odpowiedzi mnie zaskoczyły, to za mało. Zleceniodawcą była utalentowana saksofonistka izraelskiego pochodzenia, która na co dzień mieszka w Stanach Zjednoczonych. Sagit, bo tak ma na imię, ubiega się właśnie o Zieloną Kartę, i potrzebuje wypełnić gro załączników, aby jej podanie zostało pozytywnie rozpatrzone. Moim zadaniem było wybrać do jednego z załączników takie fragmenty, które przedstawiłyby ją jako wyraźną gwiazdę na jazzowym nieboskłonie. Sagit koncertowała już w Polsce, w Niemczech i na Ukrainie, więc materiałów było pod dostatkiem (przypomnę, 20 artykułów). Do mnie należało wyłowić kluczowe informacje i przedstawić je w sposób, który przemówiłby do bezwzględnego urzędnika w wielkiej machinie administracji rządowej amerykańskiego mocarstwa.

Refleksja

I tu przychodzi refleksja. Co z tego, że po przetłumaczeniu powierzonego mi tekstu jestem „dumny i blady”. Przecież jego prawdziwe życie zaczyna się właśnie w tym punkcie, w którym dla mnie przestaje on być częścią życia. Właśnie oddałem tych kilka stron, które mogą zdecydować o przyszłości konkretnej osoby. Jej plany, marzenia, czy decyzje zależą od osoby, która będzie miała w rękach właśnie ten tekst.

W tym miejscu pomyślałem o innych zleceniach, które miałem okazję wykonać. Przeprowadziłem ćwiczenie umysłowo-duchowe, które polegało na tym, że spróbowałem odgadnąć, co każde z nich wniosło w życie zawodowe lub prywatne zleceniodawcy. Pomyślałem o międzynarodowych wydarzeniach kulturalnych organizowanych przez organizacje pozarządowe czy o konkretnych korzyściach finansowych i wiedzy dla moich klientów przedsiębiorców. Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl, że kilka razy wcielałem się w rolę istnej „swatki”, która dwie instytucje mówiące różnymi językami łączy w jeden udany związek.

Jeśli działacie w branży usługowej, pomyślcie przez chwilę, co dzieje się z waszą usługą. Jak wygląda „ukryte życie dzieła” po oddaniu go w ręce klienta? To samo z produktami: czy podnoszą jakość życia, dają radość lub wiedzę? Jakie są ich dalsze losy (chyba, że wasza firma zajmuje się dystrybucją papieru toaletowego – wtedy nie radzę wchodzić w takie detale). Postanowiłem, że za każdym razem będę stawiał sobie te pytania: aby w pokorze i „z sercem” podejść do tłumaczenia i na końcu, aby cieszyć się wraz z klientem „ukrytym życiem dzieła”. To o wiele lepsze niż prosty (czy nawet prostacki) samo zachwyt).
--
Autor: Przemysław Wilczyński

6 kwietnia 2014

Inspirująca rzeczywistość Ewy

Englih&Management Academy
Ewa Olborska Design
Ewa Olboorska dla Biznes to Sztuka
--

Can't wait to be your wife!

Pisanie pracy licencjackiej zbiegło się w czasie z moimi przygotowaniami do ślubu. Dyplom postanowiłam zrobić na temat sukien ślubnych. Wiedziałam, że wybór tej jedynej będzie dla mnie bardzo trudny, więc pomyślałam, że pisząc pracę, zdobędę wiedzę, która mi to ułatwi. Niestety stało się zupełnie odwrotnie. Bezkres możliwości, jakie ujrzałam, sprawił, że jeszcze ciężej było mi się zdecydować, ale przynajmniej w końcu zrobiłam to bardzo świadomie i za nic bym tego nie zmieniła. Własne doświadczenia pomogły mi za to w obronie dyplomu.

Kiedy znajomi imprezowali, jeździli na festiwale i koncerty, ja planowałam ślub, później urządzałam z mężem mieszkanie. Oni robili spontaniczne wypady do klubu, a ja rzadko który weekend w miesiącu miałam wolny, bo ciągle ktoś z rodziny miał urodziny albo imieniny. Rówieśnicy nie mogli się nagadać o kolejnych tymczasowych pracach i nowych znajomych, a mnie bardziej interesowały pierwsze kroki chrześniaka. Przestały mnie bawić dyskoteki, nie rozumiałam idei „umawiania się na picie”. W pewnym momencie zobaczyłam, że żyję czymś zupełnie innym niż większość studentów. Z jednej strony małżeństwo to moje życie prywatne, nie zawodowe, czy artystyczne. Z drugiej strony małżeństwo to moje życie. Po prostu. W pracy czy na studiach wciąż jestem mężatką. To jest moja rzeczywistość, w której żyję cały czas. Ciągle mam męża, teściów, planuję dzieci. Bardzo mnie irytuje, kiedy wśród młodych ludzi instytucja małżeństwa jest wyśmiewana i lekceważona. Nie rozumiem podejścia, że moi rówieśnicy „nie chcą pakować się w zakładanie rodziny”, o dzieciach nie wspominając.

Projekt dywanu z kolekcji „Wesołe miasteczko” do pokoju dziecięcego
Dopiero kiedy to zrozumiałam, zauważyłam, że moje podejście do życia i, jak na dzisiejsze czasy, konserwatywne poglądy są moją cechą charakterystyczną. Powołanie do bycia żoną i matką jest tym, co mnie pociąga. Sprawy dotyczące małżeństwa i macierzyństwa jak nic innego wywołują we mnie zainteresowanie i emocje. W taki oto sposób, po prostu żyjąc swoim życiem, znalazłam swoją największą inspirację – rodzinę.


 
Bluzka i bluza do kupienia na http://olborska.cupsell.pl/


Stosunkowo niedawno wymyśliłam, jak konkretnie przełożyć to na swoje projekty i być może rozpocząć biznes. Za kilka dni bronię tytuł magistra sztuki i od razu po studiach nie chcę zakładać własnej działalności. Myślę, że muszę nabrać doświadczenia u innych pracodawców. Niecałe dwa miesiące temu otworzyłam sklep z odzieżą i torbami z moimi autorskimi nadrukami na platformie cupsell.pl. Oni zajmują się nadrukami i wysyłką, a ja mogę tylko projektować i promować swoją markę. Bardzo ciekawe rozwiązanie dla osób, które nie chcą chwilowo zakładać własnej firmy albo powoli się do tego przygotowują i chcą zobaczyć, czy ich pomysły spotkają się z zainteresowaniem. Oprócz gotowych wzorów zaprojektowanych jeszcze na studiach, dodałam już szereg nowych motywów. Przeglądając ofertę koszulek z nadrukami, jakie mamy na rynku, ciężko było mi znaleźć coś dla siebie. Nie raz rezygnowałam z zakupu świetnie zaprojektowanej pod względem graficznym koszulki przez wypisane na niej hasło. Większość z nich jest obraźliwa, pesymistyczna, odnosząca się w sposób przedmiotowy do kobiet i lekceważący do miłości, a propagująca rozwiązłe życie singli. Nie kupuję tego. Postanowiłam projektować koszulki z pozytywnym przekazem. Nie tylko o miłości małżeńskiej, żeby nie było za słodko i zbyt idealistycznie. Mówiące po prostu o tym, że życie jest dobre, że warto być dla innych, że każda kobieta jest piękna bez względu na to, jak wygląda. Póki co do biznesu jeszcze daleka droga – sprzedaż mam minimalną, mało wejść na bloga, a na fanpage’u nieco ponad stu fanów. Ale po różnych pozytywnych opiniach na temat moich projektów, wiem, że to jest dobry kierunek. Jestem pewna, że jest grupa ludzi, którym także takich nadruków brakuje.

Koszulka i bluza do kupienia na http://olborska.cupsell.pl/
Czerpanie inspiracji z otaczającej nas rzeczywistości to nie frazes, ale prawda. Dla każdego z nas jednak świat naokoło jest nieco inny. Właśnie tą inność trzeba nauczyć się odkrywać i z niej czerpać wszelkie natchnienia.

Przeczytaj też koniecznie ten artykuł Ewy! 
--
Warto wiedzieć, że obrona, o której mowa, już się odbyła :)

Coprights @ 2016, Blogger Templates Designed By Templateism | Distributed By Gooyaabi Templates