Życie to sztuka improwizacji
"Życie to sztuka improwizacji” - podobnie jak muzyka którą tworzy.
O zderzeniu klasycznej subtelności ze współczesną komercją.
Mad Fiddle: skrzypek z konieczności, artysta z wyboru.
BtS: „Lindsey Stirling w krawacie”. Zgadzasz
się z tym określeniem?
MF: Absolutnie nie! Owszem, krawat często mi
towarzyszy, ale na pewno nie jestem tak uroczo skoczny i szalony na scenie jak
Lindsey… Prawdopodobnie ucierpiała by na tym konstrukcja estrady.
BtS: No tak, nieprzeciętny wzrost.
MF: Wzrost i wrodzona niezgrabność!
BtS: A jednak „Mad Fiddle” (ang. szalone
skrzypce).
MF: „Mad” określa charakter moich muzycznych
tworów, a nie formy ich przekazu. Jest dość spontaniczny, raczej
nieprzewidziany, nawet dla mnie.
BtS: Odbiorcy twojej twórczości cenią cię za
naturalność i uniwersalność, to masz na myśli?
MF: Staram się nie „aktorzyć”, ani na scenie
ani w relacjach z odbiorcami, nie skończyłem szkoły teatralnej, a muzyczną.
Uniwersalność trafnie określa mój styl. Wkraczając w tę branżę postanowiłem nie
stawiać granic, podejmować każde wyzwanie, to bardzo rozwija nie tylko
umiejętności techniczne, ale również poczucie swobody podczas występu, właśnie
wtedy da się zauważyć ową „naturalność” u artysty.
BtS: To chyba ważny element twojej promocji?
MF: Muzyka, to kapryśny biznes, trzeba cały
czas walczyć o dobre imię, o zaufanie i aprobację, tym samym o zlecenia. Nigdy
nie wiadomo w jakich okolicznościach zechcą cię wysłuchać, tym samym sprawdzić twoje
umiejętności. Według mnie najważniejszą z nich jest zdolność improwizacji. Warto
zaskakiwać każdorazowym podejściem: „Jasne! Biorę to!”, bez względu na to czy
zapraszają na black party do klubu czy na ceremonię ślubną i chyba to według
innych jest właśnie „szalone”. Zbieram
doświadczenia, ciągle się uczę, nie poddaję bez względu na to ile razy pęknie
smyczek!
BtS: Sugerujesz, że nie przygotowujesz się do
występów?
MF: Niespecjalnie, ponieważ nigdy nie wiem
co mnie czeka. Paradoksalnie jestem przygotowany na każdą ewentualność. To
wymaga ogromnego skupienia, ciągłego analizowania, świadomego dobierania swoich
możliwości do oczekiwań słuchaczy. Lubię eksperymentować z muzyką, a nutka
niepewności zapobiega monotonii!
BtS: Wzbudzasz wielki szacunek improwizowaną
grą na żywo (live act). W którym momencie twoich doświadczeń muzycznych zrodził
się pomysł wkroczenia w komercję klubową? Jak to się wszystko zaczęło?
MF: Koniec studiów. Konsekwencja w
przekonaniu, że utrzymam się z tego co kocham. Przygoda z muzyką klubową
zaczęła się dopiero po zakończeniu trudnych zmagań z klasyką. Łączenie bitów z
subtelnym dźwiękiem skrzypiec stało się zajęciem nr.1.
BtS: Białe, niestandardowe, bo pięciostrunowe
skrzypce – pewnie często pytają cię o ich historię?
MF: Te skrzypce, to swego rodzaju „znak
firmowy” Mad Fiddle. Robiłem je na zamówienie. Celem była innowacja,
niesztampowość… planowane utrudnienie gry i idący za tym szacunek odbiorców. Wyjście
do ludzi z autorskim pomysłem na siebie zawdzięczam wsparciu rodziny, która zawsze
we mnie wierzyła, ale również znajomym z branży muzyki rozrywkowej. To oni
pokierowali mnie tam, gdzie wiedzieli, że moje wypociny zostaną docenione.
BtS: Skończyłeś katowicką Akademię Muzyczną
na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Ciężko jest się tam w ogóle dostać. Jak
długo musiałeś trenować? Jakie wyrzeczenia Ci towarzyszyły?
MF: Gram w sumie od zawsze… no dobra, od 20
lat, ale to prawie „zawsze”. Miało być pianino, niestety zabrakło miejsc, a
płaczącemu z żalu 6latkowi dali na pocieszenie… skrzypce.
(ciąg dalszy poniżej...)
BtS: I postanowiłeś pokazać im, że twój
talent wyjdzie na światło dzienne bez względu na instrument, który Ci
przydzielą?
MF: Haha nie… Byłem bardzo nieśmiałym, a
jednocześnie zbuntowanym dzieckiem, z pierwszą Panią profesor, która musiała
się ze mną męczyć porozumiewałem się poprzez pisanie karteczek…
BtS: Żartujesz! Mnie uprzedzano, że rozmowy możemy nie skończyć do
jutra… Uchodzisz za niesłychanie rozgadanego, ogarniętego, z dużym dystansem do
siebie i świata gościa.
MF: Teraz owszem. Całe życie w muzyku „przetrybia”
umysł. Zabawnie wspominam te lata, choć znajomi uważają, że za bardzo mnie „przetrybiło”,
ale który artysta uchodzi za normalnego? Dzieciństwo niestandardowe, dużo pracy
własnej, nie znam połowy popularnych bajek, nie wiem kim jest Buka (podobno
lepiej dla mnie), za to wiem jak stworzyć estradowy sterownik świateł w
kartonie, a do kompletu reflektory z rury kanalizacyjnej i kolorowych folii do
bindowania na imprezę szkolną!
BtS: Mamy kolejne uzasadnienie pseudonimu
„Mad”.
MF: Coś w tym jest, kiedy nie gram, gmeram godzinami
w kablach, aby wszystko… „grało”.
BtS: Typowy muzyk. Tak ci zostało po latach pracy
w firmach zajmujących się nagłośnieniem na polskim rynku muzycznym?
MF: Całkiem możliwe, choć pewne spaczenia
mogą wynikać z przygniecenia przez 120kilogramowy głośnik czy z kilkugodzinnego
ugrzęźnięcia w samotności na 10metrowym słupie estradowym.
BtS: Dość pozytywne te spaczenia, motoryzacja
jest jednym z nich?
MF: Tak, na ile czas pozwoli. Czasem jak
wejdę w poniedziałek do kanału, gdzie naprawiam/podrasowuję samochód, to
wychodzę z niego w piątek, bo trzeba jechać do pracy. Choć sama podróż w
poczuciu satysfakcji, że coś wreszcie działa jest równie przyjemna!
BtS: Sporo podróżujesz – taki charakter
branży. Grywasz w całej Polsce, ale też poza jej granicami?
MF: Jako Mad Fiddle – głównie w Polsce, choć
jestem otwarty na nowe formy współpracy. Dotychczasowe dalsze wyjazdy miały
miejsce raczej w towarzyszeniu Zespołu Pieśni i Tańca Chorzów (z którym jestem
mocno związany), w ramach międzynarodowych festiwali – Macedonia, Bułgaria itp.
BtS: Muzyka ludowa? Kolejne hobby? Tu też odnosisz takie sukcesy
jak Mad Fiddle, którego znamy?
MF: Udzielanie się w Domu Kultury pozwala na
odsapnięcie od klubowego zgiełku i przesytu komercją. Potrzebuję tego, częstej
zmiany środowiska, wyzwań, nie lubię stać w miejscu. ZPiT to zupełnie inne
doświadczenie, uczy pracy w zespole, szacunku i pokory wobec tradycji. Podobna
mentalność jego członków, rodzinna atmosfera – to pewna wygrana nie tylko na scenie
międzynarodowej, ale również w sferze prywatnej – wspólne cele wzmacniają nas,
z taką ekipą każdy sukces jest możliwy.
BtS: Niezliczona ilość wcieleń skrzypka… W
którym najlepiej się odnajdujesz?
MF: W tym prywatnym… w którym nikt mnie nie
ocenia. Chociaż dziewczyna dziwnie patrzy kiedy śpiewam do odgłosów wydawanych
przez mikrofalówkę, tłumacząc jej, że to przecież skala arabska….
BtS: Wszędzie słyszysz muzykę, to niezwykłe
tak postrzegać otoczenie. Co Cię inspiruje?
MF: Dźwięk przepalanej wachy z wydechu! A
tak poważnie… poczucie, że mam dla kogo grać. Dopóki moje fikuśne pomysły
spotykają się z adoracją i uśmiechami ludzi – zapał będzie, chyba nie ma
większej motywacji niż doping odbiorców.
BtS: Jakie plany i marzenia ma Mad Fiddle?
MF: Realizować się, nie pozwolić szarej
rzeczywistości przysłonić celów, choćby były skrajnie nierealne. A
precyzyjniej, w kontekście obecnego etapu
– skupić się na dotarciu do szerszej publiczności, zaprezentowaniu
nowych projektów, jeszcze bardziej pozytywnie szalonego Mad Fiddla. Szczegóły
na moim fanpagu:
fb.com/MadFiddleOfficial – serdecznie zapraszam!
BtS: Na to czekamy. Nie przestawaj
zaskakiwać!